poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Moje filmy - "Zanim się pojawiłeś"

Hej! Jak tam mijają Wam wakacje? Ja wkręciłam się w serial The 100. Ale o tym może kiedy indziej. Ostatnie zorientowałam się, że od czerwca nie napisałam nic o żadnym filmie. Dlatego dzisiaj przygotowałam moją opinię filmu "Zanim się pojawiłeś" (LINK do recenzji książki). Także nie przedłużając już dłużej - zaczynamy! Na końcu zamieściłam pewną informację. 

Rok produkcji: 2016
Reżyseria: Thea Sharrock
Scenariusz: Jojo Moyes
Muzyka: Craig Armstrong 


Film "Zanim się pojawiłeś" to opowieść o Louisie Clark, która nie wie, co zrobić ze swoim życiem. 26-latka próbuje swoich sił w wielu czynnościach, byleby tylko pomóc rodzinie związać koniec z końcem. Kiedy wydaje się, że próbowała chyba wszystkiego, los się do niej uśmiecha i zostaje zatrudniona jako opiekunka Willa Traynora, młodego i bardzo bogatego bankiera, którego życie zmieniło się diametralnie w skutek tragicznego wypadku sprzed dwóch lat. Niegdyś pełen życia oraz energii, dzisiaj wycofany i cyniczny, Will nie widzi dla siebie nadziei na szczęście. Jednak dziewczyna postanawia pokazać mu, że istnieje jeszcze inna droga. Myślę, że niektórych z Was ta propozycja nie zaskoczy, bo zgodnie ze wszelakimi przypuszczeniami jest to przewidywalny romans według podręcznikowych schematów, jednakże nawet z tymi 'wadami' jest to dzieło godne polecenia, zrealizowane nie tylko dla fanów książki, ale także i dla wszystkich kinomanów, które spełnia swoje zadanie.
Na początku przyjrzyjmy się obsadzie aktorskiej. Moim zdaniem Emilia Clarke, która zagrała główną bohaterkę - Lou, spisała się świetnie. Czytając książkę, wyobrażałam ją sobie bardzo podobnie do tego jak przedstawiła ją Emilia. Co do Sama Claflina to postawiono przed nim trudne zadanie, któremu sądzę, że podołał w stu procentach. Muszę przyznać, że nie przypuszczałam, że dwójka młodych aktorów zaprezentuje tak barwny, a przede wszystkim bogaty zakres swoich umiejętności i z wielką pasją tchnie życie w postacie stworzone przez Jojo Moyes. Od pierwszych minut zyskują sympatię za swoją niezwykłą naturalnością i łatwością przekazu.
Idąc do kina byłam spokojna tak jak nigdy, słysząc tuziny pochlebnych opinii i komentarzy, wiedziałam, że ten film mnie nie rozczaruje. Największym i najważniejszym plusem produkcji jest spotkanie różnych osobowości. Z jednej strony mamy do czynienia z gadatliwą, szczerą i energiczną Lou, a z drugiej jest opryskliwy i skrzywdzony przez los Will. Sposób, w jaki ocieplają się relacje pomiędzy skazanymi na siebie bohaterami, zachodzące w nich zmiany wywołane obecnością drugiego człowieka, to w jaki sposób angażują się w więź, która powoli zaczyna ich łączyć, nie pozwala ani na chwileczkę oderwać wzroku od kinowego ekranu. Ponadto żaden z nich nie jest perfekcyjny, oboje mają wzloty i upadki, mocne i słabe strony, przez co odbiorca może utożsamiać się z postaciami. 
Ten film to pierwsze dzieło reżyserki Thei Sharrock wyświetlane na wielkim ekranie.Widać tutaj debiut i reżyserską wprawę - pani Sharrock wie dokładnie, w którym momencie nakierować kamerę na twarz bohatera, a kiedy oddalić obraz lub sprytnie przekazać zabiegiem filmowym niedopowiedzianą sytuację. Mieszanie radości ze smutkiem, marzeń z szarą rzeczywistością, czarnego humoru z ironią lub sarkazmem sprawia, że odczuwamy to, co dzieję się przed naszymi oczami. Śmiejemy się z postaciami, jesteśmy na granicy łez, śledząc bieg wydarzeń oraz poznając ich przeszłość. Jednak adaptacja "Zanim się pojawiłeś" to nie kolejna łzawa historyjka...
Opowieść nigdy nie wpada w podniosłe tony, równocześnie omija naiwności i cukierkowości. Film jest bardzo dobrze wyważony, myślę, że to dzięki połączeniu humoru z życiową, dojrzałą historią, w której przeplatają się obie strony naszego życia. Fabuła zostaje przedstawiona na tle zróżnicowanych krajobrazów, które wraz z oświetleniem oddziałują jeszcze bardziej na emocjach widza. Sceny z akompaniamentem utworów takich jak: Thinking Out Loud, Photograph czy Not Today po prostu chwytają mocniej za serce, tworząc niesamowitą, niemal magiczną atmosferę. 
Pomimo pewnych pogłosek, że film jest pochwalaniem eutanazji, to skupia się na innych wartościach. To prawda, że zakończenie może budzić kontrowersje lub skrajne emocje. Jednak nie chodzi o to. "Zanim się pojawiłeś" stara się nauczyć nas współczucia i szacunku do drugiej osoby. Czasami jedyne, co możemy zrobić to zaakceptować wybór innego człowieka, mimo że go potępiamy. Wielu z nas nie umie postawić się w sytuacji kogoś innego, nie rozumiemy jego motywów. Ten problem przedstawiono za pomocą eutanazji: wiem, że się ze mną nie zgadzacie, ale to jest mój wybór i uszanujcie to, możecie mnie osądzać, ale spróbujcie zrozumieć, co mną kieruje. 
Ten film dostarcza okazji do wzruszeń, ale przecież o to chodzi - o szczere emocje i przyjemność oglądania. 

Moja ocena: 6/6


Buziaczki
/~Pauline :***

Kochani! Zaczęłam swoją przygodę z opowiadaniem na platformie Wattpad. Chciałabym Was zachęcić do przeczytania - jak na razie - pierwszego rozdziału.
KLIKNIJ TUTAJ opowiadanie nazywa się Please, never let me go

5 komentarzy:

  1. Świetne podsumowanie, mam zamiar w najbliższym czasie obejrzeć film i mam nadzieję, że się nie zawiodę ;)
    pisanewanilia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe podsumowanie ☺ Ja za "ZSP" mam zamiar wziąć się dopiero po przeczytaniu książki. Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać w tym miesiącu :)
    http://maasonpl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobra recenzja! Ten film( i książka) są na mojej liście do obejrzenia(i przeczytania) odkąd zobaczyłam zwiastun! :)

    http://tuczarniamotyli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna recenzja!
    Oglądałam film i także bardzo mi się podobał.

    Pozdrawiam,
    recenzje-by-my.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobrze napisane, sama pisałam recenzje tej książki, jeśli chcesz to zajrzyj - http://recenzjebrunetki.blogspot.com/2016/07/zanim-sie-pojawies.html

    OdpowiedzUsuń

Jak tu już jesteś, to skomentuj. Tobie zajmie to kilka minut, a mnie to będzie motywować :)