środa, 30 grudnia 2015

Podsumowanie 2015

Hej! I tak oto dobrnęliśmy do końca tego roku. Ciężko mi uwierzyć, że tak szybko minął. I znowu będę się przez jakieś kilka tygodni myliła przy zapisie daty na lekcjach. Ten post jest niestety ostatnim w tym roku, a zarazem 89 postem na blogu! 


W 2015 udało mi się przeczytać około 40 książek, co nie jest najgorszym wynikiem. Mniej więcej w ciągu tego roku przebrnęłam przez 13066 stron, co daje wynik ok. 36 stron na dzień. To nie są wszystkie, brakuje tu lektur (je także zaliczyłam do podsumowania) takich jak: "Balladyna", "Stary człowiek i morze", "Dzień Kolibra", "Quo Vadis" czy "Przesunąć horyzont", ale dodatkowo książki "Wróć, jeśli pamiętasz", którą ma moja kuzynka. 


Najlepsza książka, jaką przeczytałam to...

zdecydowanie "Obsydian"! Zakochałam się w nim od pierwszych stron. 


Książka, na której płakałam to...

"Utrata", przy której momentami płakałam i śmiałam się przez łzy. Nie udało mi się sięgnąć po kolejne części, ale mam nadzieję, że mi się to uda w 2016.


Książka, która mnie zmieniła to...

"Przesunąć horyzont" autorstwa Martyny Wojciechowskiej, która opisuje swój atak na Mount Everest. Ta książka uświadomiła mi, że nie ma rzeczy niemożliwych, tylko sami siebie powstrzymujemy przed działaniem.


Najgorsza książka, jaką przeczytałam to...

"Quo Vadis"! Nie znoszę tego typu literatury. Czytać Sienkiewicza, to była dla mnie prawdziwa katorga. Przepraszam, noblisto, ale taka prawda. 


Najlepszy autor/autorka to...

James Dashner (ur. 1972) amerykański autor, którego seria "Więzień labiryntu" przebojem wdarł się na listy bestsellerów na całym świecie. Zanim Dashner odniósł międzynarodowy sukces, napisał kilka serii dla dzieci.


Co się zmieni na blogu w nadchodzącym roku?:

  • brak Książkowego Wyzwania 2016 (przez egzaminy gimnazjalne, nie będzie czasu)
  • notki o nowościach wydawniczych (raz na jakiś czas)
  • więcej recenzji filmów (spróbuję temu podołać)


Cóż, to chyba wszystko na ten rok. Myślałam, że przeczytałam mniej książek, a tu proszę - niespodzianka! Na liczniku wyświetleń stuknęło ponad 9700! Dziękuję Wam bardzo z całego serca, nawet nie macie pojęcia, ile to dla mnie znaczy. To taka przyjemna świadomość, że czas poświęcony na bloga nie poszedł jednak na marne i ktoś czyta moje wypociny, nie zawsze mające sens. 
Szczerze mówiąc, ten rok był dla mnie przełomowy. Zaczęło wychodzić mi więcej rzeczy niż dotychczas. Doceniono mnie na wielu konkursach, m.in. fotograficznym, literackim, tanecznym czy na zawodach sportowych. Jeśli chodzi o podróże to w tym roku odwiedziłam dużo miejsc. Byłam w Bieszczadach na święta wielkanocne, zwiedziłam Pragę, Kłodzko, Wrocław (nawet 2 razy), a także grecką wyspę Rodos. Kocham podróżować, więc pod tym względem to był perfekcyjny rok. Byłam również na Warsztatach Tanecznych w lipcu.











Mam głęboką nadzieję, że rok 2016 będzie taki sam jak ten, a może i lepszy! 



Buziaczki 
/~Pauline :***

sobota, 26 grudnia 2015

"Jeśli będę się darł jak niemowlak, ruszcie mi na ratunek." - "Próby ognia"

Cześć! Jak tam święta? Też nie dacie rady się ruszać jak ja? Dwa dni jedzenia, myślę, że dzisiaj też trzeba będzie jeść, bo... 'jedz, bo się zmarnuje!'. Cóż, taka sama śpiewka od kilkunastu lat. Co znaleźliście pod choinką? Ja wyjątkowo w tym roku nie dostałam książek, ale też jestem bardzo zadowolona z prezentu. Dzisiaj mam chwilę czasu, więc postanowiłam do Was przyjść nie z kolędą, ale z nową recenzją. Zapraszam na "Próby ognia"!


Tytuł oryginalny: "The Scorch Trials"
Autor: James Dashner 
Ilość stron: 415
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Seria: "Więzień Labiryntu" - tom II
Moja ocena: 5,5/6


Znalezienie wyjścia z Labiryntu miało być końcem. Żadnych więcej niespodzianek, żadnych puzzli. I żadnego uciekania. Thomas był przekonany, że jeśli Streferzy zdołają się wydostać, odzyskają swoje dawne życie.
W Labiryncie życie było łatwe. Było jedzenie, schronienie i względne bezpieczeństwo. Dopóki Teresa nie zapoczątkowała końca. Ale w świecie poza Labiryntem koniec został zapoczątkowany już dawno temu.
Spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu nowego surowego klimatu, Ziemia stała się krainą zniszczenia, penetrowaną przez Poparzeńców, ludzi zarażonych Pożogą.
Dlatego Streferzy wciąż nie mogą przestać uciekać. Zamiast upragnionej wolności, muszą stawić czoła jeszcze jednej próbie. Muszą przejść przez najbardziej spaloną część świata i dotrzeć do celu w ciągu dwóch tygodni.
Ale DRESZCZ przygotował im na tej drodze wiele niespodzianek. Wiele krwawych niespodzianek...
Thomas może tylko zastanawiać się, czy sekret do wolności tkwi w jego głowie, czy też na zawsze będą zdani na łaskę DRESZCZU...






           Tutaj macie linka do recenzji pierwszego tomu *klik*. Książkę przeczytałam w te wakacje, jeśli mam być bardzo szczera to mało szczegółów z niej pamiętam. Po wydostaniu się z Labiryntu Thomas, Newt, Minho, Teresa i inni Streferzy mieli być w końcu bezpieczni, DRESZCZ miał się od nich odczepić, mieli być wolni... MIELI. Jednak zło nigdy nie śpi, ciągle próbuje osiągnąć swój cel, nawet idąc po trupach. DRESZCZ przygotował dla nich nowe zasadzki i przeszkody. Pojawia się coraz więcej pytań, a ani jednej odpowiedzi nie widać na horyzoncie. Próbując doścignąć swoje przeznaczenie przetrwają tylko najsilniejsi. W sercu miasta zarażonego Pożogą, skrzyżują się ścieżki, można rzec, dwóch światów. Jedni są uzależnieni od drugich. Nikomu nie można ufać, nawet swoim przyjaciołom. Każdy może cię zdradzić. Czytając, zastanawiałam się, co by było gdybym ja miała w ciągu dwóch tygodni, przejść przez spaloną Ziemię? Myślę, że nie podołałabym, chyba, że miałabym bardzo silną wolę życia. Thomas boryka się z ogromną dla niego stratą, jaką przypłacił za wolność. Spoważniał, że tak powiem, a z drugiej strony dalej jest porywczy i moim zdaniem w niektórych chwilach zbyt ciekawski. Ale jednak jakby nie patrząc nieraz ciekawość Thomasa, wyszła Streferom na plus. Teresa mnie rozczarowała po całej linii, w sumie pojawia się tylko kilka razy w znaczących sytuacjach, to moja sympatia do niej znacząco spadła w dół. Nowi bohaterowie, Brenda i Jorge, są po stronie chłopaków z Labiryntu i za to już ich lubię. Postaci, prawie wszystkie, dojrzały, uważam, że najlepiej widać to po Thomasie, który stał się pewniejszy siebie, wie czego chce i będzie do tego dążył pomimo wszystko. Akcja w drugim tomie jest bardziej napięta, wydarzenia gonią wydarzenia. Pierwszy raz nie byłam pewna, co mnie czeka na następnej stronie i jeszcze na kolejnej. Miałam wrażenie, że targają mną te same emocje, co głównego bohatera - strach, niepewność, smutek, rozczarowanie, ale także i radość w pewnych momentach. Podziwiam autora za niesamowitą umiejętność wprowadzenia emocji słowem, trochę jakby oglądało się thriller (chodzi mi tutaj przede wszystkim o sytuację w podziemiach z "noskami"). Podsumowując: książka jest na równi ze swoją poprzedniczką, a może nawet odrobinkę lepsza, napięta akcja z mnóstwem wydarzeń i tajemnic, lecz ciągle opływająca w humor, bohaterowie nowi i starzy, czegóż chcieć więcej? 
Labirynt to był dopiero początek. Czas na "Próby ognia".
Walcz albo giń


"- A można to zrobić? - spytał Thomas.
- Że co?
- Zabić kogoś trzy razy.
- Wynalazłbym jakiś sposób, nie martw się."


"Tak. To znaczy, nie. To znaczy... tak, odpowiedź na oba pytania brzmi nie."

"- Wszystko w porządku, chłopaki? - zapytał w końcu Minho.
Thomas mruknął potwierdzająco, a Newt powiedział:
- Cholera, wygląda na to, że znaleźliśmy się w piekle. Zawsze przypuszczałem, że ty tam trafisz, Minho, ale nie sądziłem, że ja też."


Buziaczki
/~Pauline :***
      

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Cześć! Dzisiaj już zasiądziemy z bliskimi do wigilijnego stołu, połamiemy się opłatkiem, zaśpiewamy kolędy.
Chciałabym Wam życzyć wszystkiego, co najlepsze:

- spełnienia marzeń
 - zdrowia
 - dużo śmiechu i radości
 - mało smutku i złości
- miłości
 - przyjaźni 
 - więcej książek do czytania 
- niezapomnianej zabawy sylwestrowej

No i czego jeszcze chcecie. Miło było spędzić z Wami rok 2015. Mam nadzieję, że tegoroczne święta upłyną Wam w rodzinnej i spokojnej atmosferze.


WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2016!!!


Buziaczki
/~Pauline :***

środa, 16 grudnia 2015

Książki, które chciałabym znaleźć pod choinką...

Witajcie! W końcu do Was dotarłam, mam głęboką nadzieję, że na trochę dłużej. Skończyłam już - chyba - wszystkie konkursy i zawody. Automatycznie będę mieć więcej czasu wolnego. Dzisiaj przygotowałam już taki świąteczny post, a mianowicie "co ja chciałabym dostać w prezencie pod choinkę...", gdyby nie to, że już je czytałam :)


Od dołu:

1. "Obsydian" - tom I serii "Lux"
Tytuł oryginalny: "Obsidian"
Autor: Jennifer L. Armentrout 
Ilość stron: 442
Wydawnictwo: Filia


Oni nie są tacy jak my…
Kiedy przeprowadziliśmy się do Zachodniej Wirginii, zanim zaczęłam mój ostatni rok w szkole, musiałam przyzwyczaić się do dziwacznego akcentu, rwącego się łącza internetowego i całego morza otaczającej mnie nudy... Aż do momentu, kiedy spotkałam mojego nowego, wysokiego sąsiada o niesamowitych, zielonych oczach. Wtedy sprawy zaczęły obierać zupełnie inny kierunek... 
Ale kiedy zaczęłam z nim rozmawiać zrozumiałam, że Daemon jest wyniosły, arogancki i doprowadza mnie do szału. Zupełnie nam nie po drodze. Zupełnie. Jednak kiedy prawie nie zginęłam, a Daemon dosłownie zamroził czas, cóż... stało się coś zupełnie niespodziewanego…
Wpadłam w kłopoty, groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Jedyną szansą, żebym wyszła z tego cało, było trzymanie się blisko Daemona, aż przygaśnie blask…Jeśli oczywiście sama go wcześniej nie zabiję.


2. "Gwiazd Naszych Wina" - seria "Myślnik"

Tytuł oryginalny: "The Fault In Our Stars"
Autor: John Green
Ilość stron: 310
Wydawnictwo: Bukowy Las


Hazel choruje na raka i mimo cudownej terapii dającej perspektywę kilku lat więcej, wydaje się, że ostatni rozdział jej życia został spisany już podczas stawiania diagnozy. Lecz gdy na spotkaniu grupy wsparcia bohaterka powieści poznaje niezwykłego młodzieńca Augustusa Watersa, następuje nagły zwrot akcji i okazuje się, że jej historia być może zostanie napisana całkowicie na nowo.


3. "Dotyk Julii" - tom I trylogii "Dotyk Julii"

Tytuł oryginalny: "Shatter Me"
Autor: Tahereh Mafi
Ilość stron: 330
Wydawnictwo: MoonDrive


Mój dotyk zabija  Mój dotyk to moja siła
Zostałam przeklęta Mam niezwykły dar
Jestem potworem  Mam nadludzką moc
Jestem narzędziem zniszczenia Będę walczyć o miłość
Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija. Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha. Bestsellerowa powieść, która podbiła serca czytelniczek na cały świecie.


4. "W śnieżną noc" - świąteczne opowiadania o miłości

Tytuł oryginalny: "Let it Snow. Three holiday romances"
Autor: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Ilość stron: 335
Wydawnictwo: Bukowy Las


Śnieżyca zamienia małe górskie miasteczko w prawdziwie romantyczne ustronie. A przynajmniej tak się wydaje… Bo przecież przedzieranie się z unieruchomionego pociągu przez mroźne pustkowia zazwyczaj nie kończy się upojnym pocałunkiem z czarującym nieznajomym. I nikt nie oczekuje, że dzięki wyprawie przez metrowe zaspy do Waffle House uda się odkryć uczucie do wieloletniej przyjaciółki. Albo że powrót prawdziwej miłości rozpocznie się od nieprzyzwoicie wczesnej porannej zmiany w Starbucksie. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia Świąt, zdarzyć może się wszystko…


5. "Zostań, jeśli kochasz" - tom I serii "Jeśli zostanę"

Tytuł oryginalny: "If I Stay"
Autor: Gayle Forman
Ilość stron: 243
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia


Mia straciła wszystko. Czy miłość pokona śmierć?
Po tragicznym wypadku, w którym zginęli jej najbliżsi, Mia trwa w stanie dziwnego zawieszenia. Musi podjąć decyzję, czy walczyć o odzyskanie przytomności, czy też poddać się i umrzeć. Próbując rozstrzygnąć ten dylemat, wspomina dotychczasowe życie.
Poruszająca książka o dającej wsparcie rodzinie, przyjaźni, samotności i znajdowaniu swego miejsca na ziemi, o umiejętności żegnania się z przeszłością i przyjmowania tego, co nadchodzi. "Zostań, jeśli kochasz" opowiada o potędze miłości i wyborach, których każdy z nas musi dokonać.


6. "Black Ice" 

Tytuł oryginalny: "Black Ice"
Autor: Becca Fitzpatrick
Ilość stron: 446
Wydawnictwo: MoonDrive


Nie daj się zwieść pozorom!
Britt długo przygotowywała się do wymarzonej wyprawy wzdłuż łańcucha górskiego Teton. Niespodziewanie dołącza do niej jej były chłopak, o którym dziewczyna wciąż nie może zapomnieć. Zanim Britt odkryje, co tak naprawdę czuje do Calvina, burza śnieżna zmusza ją do szukania schronienia w stojącym na odludziu domku i skorzystania z gościnności dwóch bardzo przystojnych nieznajomych. Jak się okazuje, obaj są zbiegami. Britt staje się ich zakładniczką. W zamian za uwolnienie zgadza się wyprowadzić ich z gór.
Gdy dziewczyna odkrywa mrożący krew w żyłach dowód na to, że w okolicy grasuje seryjny morderca, a ona może stać się jego kolejnym celem, sprawy przybierają dramatyczny obrót…


7. "Czerwona Królowa" - tom I serii "Czerwona Królowa"

Tytuł oryginalny: "The Red Queen"
Autor: Victoria Aveyard
Ilość stron: 478
Wydawnictwo: MoonDrive


– Mare Molly Barrow, urodzona siedemnastego listopada 302 roku Nowej Ery, córka Daniela i Ruth Barrowów – recytuje z pamięci Tyberiasz, streszczając moje życie. – Nie masz zawodu i w dniu następnych urodzin masz wstąpić do wojska. Chodzisz do szkoły nieregularnie, osiągasz słabe wyniki i masz na swoim koncie wykroczenia, za które w większości miast trafiłabyś do więzienia. Kradzieże, przemyt, stawianie oporu podczas aresztowania to zaledwie początek listy. Ogólnie rzecz biorąc, jesteś biedna, nieokrzesana, niemoralna, mało inteligentna, zgorzkniała, uparta i przynosisz hańbę swojej wiosce i królestwu. […]
– A mimo to jest w tobie coś więcej. – Król wstaje, ja zaś przyglądam się z bliska jego koronie. Jej końce są nieprzeciętnie ostre. Jak sztylety. – Coś, czego nie mogę pojąć. Jesteś jednocześnie Czerwoną i Srebrną. Ta osobliwość pociąga za sobą potworne konsekwencje, których nie jesteś w stanie zrozumieć. Co zatem mam z tobą począć?

***

Cóż, na dzisiaj to wszystko ode mnie. Jest na 90 % pewne, że zaglądnę tutaj jeszcze przed świętami, a przynajmniej będę się bardzo starać :)



Taki jeszcze świąteczny akcent na koniec


Buziaczki
/~Pauline :***

niedziela, 22 listopada 2015

Moje filmy - "Listy do M. 2"

Cześć! Jezu, jak mnie tutaj dawno nie było - trzy tygodnie, ale musicie zrozumieć, że mam naprawdę dużo na głowie. Jak przychodzi weekend to nie mam pojęcia do czego ręce włożyć. Mam teraz jeszcze zawody, zapewne ostatnie na jakie pojadę. Dodatkowo przeszłam z dwóch kuratoryjnych konkursów - z polskiego i z historii, do tego jeszcze powtórki zaczęłam przed próbnym egzaminem. Proszę o wyrozumiałość.
Dzisiaj mam dla Was film, który szczerze mówiąc, miałam już tydzień temu zrecenzować, ale się nie udało. Zapraszam na recenzję pierwszego polskiego filmu na moim blogu - "Listy do M. 2"! (wiem, że powinnam pierwsze zrobić pierwszą część, no ale... :) )



Rok produkcji: 2015
Reżyser: Maciej Dejczer
Scenariusz: Marcin Baczyński i Mariusz Kuczewski
Muzyka: Łukasz Targosz


Członkowie pięciu rodzin w dzień Bożego Narodzenia przeżywają trudne sytuacje, które stopniowo i w różny sposób rozwiązują się. Miłość Doris i Mikołaja kwitnie, lecz on nie może zdecydować się na oświadczyny. W celu ratowania sytuacji Kostek obmyśla plan z pierścionkiem zaręczynowym. Karina zostaje pisarką, a Szczepan taksówkarzem, jednak ich małżeństwo nie wytrzymuje próby czasu. Po rozwodzie ich drogi nadal się krzyżują, a ich córka poznaje nowego chłopaka.
Małgorzacie i Wojtkowi udało się zaadoptować Tosię, jednak tuż przed Świętami u Małgorzaty pojawiają się problemy zdrowotne. Związek Betty i Melchiora nie wytrzymuje długo, lecz kobieta poznaje biznesmena Karola, który ma być odpowiedniejszy dla jej syna.

Zaczęłam recenzować ten film od złej strony, ponieważ powinnam pierwsze ocenić "Listy do M.", ale jakoś jestem w miarę na świeżo z drugą częścią. Trudno, jakoś dam radę.
Jeśli chodzi o komizm filmu, to zdecydowanie więcej zabawnych sytuacji było w pierwszej. Tutaj nie sprostał moim oczekiwaniom, ale nie rozczarował mnie kompletnie.
Pod względem gry aktorskiej to całkowicie oczarowali mnie aktorzy z drugiej części. Zakościelny, Adamczyk, Dygant, Stuhr, Karolak, Kożuchowska czy Gąsiorowska - to tylko kilka nazwisk we wspaniałej puli wybitnych polskich aktorów współczesnej kinematografii. 
Bardzo spodobało mi się to, że twórcy nie poszli na łatwiznę i nie zepsuli tego filmu, po tak dużym sukcesie poprzedniej części. Nowe postacie mieszają się ze starymi, nowe problemy i perypetie, odgrzebują stare. Bohaterowie są dynamiczni, ciągle się zmieniają na naszych oczach. W ciągu tych czterech lat postacie przeszły ogromną zmianę, nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. 
Muzyka jest zdecydowanie lepsza w tej części. Tabb & Sound 'n'Grace nagrało nową-starą piosenkę do filmu, zaśpiewali ją po angielsku (chodzi mi o piosenkę "Someone"). Jak usłyszałam "Say Something" w scenie, gdzie Redo i Monika się rozstali to myślałam, że się poryczę. W sumie to muszę się przyznać, że pod koniec filmu miałam łzy w oczach. Wzruszyłam się.
Chciałabym zobaczyć jeszcze trzecią część, byłoby fajnie. 
Uważam, że tutaj reżyser skupił się w większości na rolach dzieci - Kazik, Tosia, Kostek, Majka, Kuba i jeszcze jeden taki, tylko nie pamiętam jak się nazywał. Mam wrażenie, że oni tutaj grali pierwsze skrzypce. Jakoś te dzieci wpływały w pewnym stopniu na decyzje dorosłych, 'zachęcały' je do działania.
Moja ulubiona postać dorosła to Małgorzata, która mimo ciężkiej choroby, gdzie musi być operowana w Szwajcarii, nie chce zostawać w szpitalu, tylko ucieka do rodziny na święta, by spędzić z nimi te ostatnie wspólne szczęśliwe chwile. Co do ról dzieci to Kostek i Kazik, nie umiem się zdecydować, który z nich lepszy, ale obydwoje podbili swoje serce Kostek swoją bezpośredniością i tym, że zrobi wszystko by, jego tata był szczęśliwy. Mały Kazik tym, że ciągle wierzył w to, że jego tata to superbohater, który nie może z nim spędzić świąt, bo musi ratować świat. 
Cóż, nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać o tym filmie. Z pewnością muszę dodać, że ten film powinniście zobaczyć sami w kinie, bo naprawdę warto wydać pieniądze na bilet!
Moja ocena: 5,5/6
Postaram się dodać jeszcze recenzję pierwszej części, mam nadzieję, że jak najszybciej.

Tutaj łapcie fotosy z filmu:

Tutaj jeszcze piosenka z "Listy do M. 2" :)

Buziaczki
/~Pauline :***

poniedziałek, 2 listopada 2015

"Musisz zapłonąć, skarbie. Musisz zapłonąć." - "Dar Julii"

Witam! Trochę czasu minęło od kiedy tutaj ostatni raz zaglądałam. Uwierzcie, że miałam naprawdę ciężkie te dwa tygodnie, ale na szczęście został mi jeszcze tylko jeden konkurs przedmiotowy i zawody sportowe. Teraz to już z górki. Mam nadzieję, że uda mi się wieczorem przeczytać chociaż parę rozdziałów. A dzisiaj przygotowałam recenzję "Dar Julii". Zapraszam! 


Tytuł oryginalny: "Ignite Me"
Autor: Tahereh Mafi
Ilość stron: 383
Wydawnictwo: MoonDrive
Seria: "Dotyk Julii" - tom III
Moja ocena: 6/6


Jestem klepsydrą. 
Siedemnaście lat przesypało się przeze mnie i pogrzebało mnie w mym własnym wnętrzu. Czuję, że mam zrośnięte, ciężkie od piasku nogi, umysł przepełniony ziarenkami wahania i niedokonanych wyborów, tracę cierpliwość, w miarę jak czas przecieka mi przez ciało.
Mała wskazówka poklepuje mnie raz, dwa, trzy i cztery, szepcząc:
dzień dobry, wstawaj, rusz się,
obudź się
obudź się...
Julia już wie, że tylko ona może zatrzymać Komitet Odnowy. Ale aby go pokonać, potrzebuje pomocy kogoś, komu nigdy nie potrafiła zaufać – Warnera. Podczas współpracy z nim przekona się, że nie wszystko, co wie o nim i o Adamie, jest prawdą.



       Kolejna pozytywna recenzja, czy kiedykolwiek będzie jakaś negatywna? Nie wiem, to nie moja wina, że książki zwykle mi się podobają. Ostatnia część o Julii, Warnerze i Adamie, nasze pożegnanie z bohaterami, których pokochaliśmy i do których nie pałamy miłością. Książki Tahereh Mafi sprawiły, że zakochałam się w czarnym charakterze, co nie zdarza mi się zbyt często. Uważam, że "Dar Julii" to najlepsza pozycja z całej trylogii. Akcja nie nudzi, nie jest przeciągana na siłę, a przede wszystkim nie jest monotonna, wręcz przeciwnie akcja toczy się dosyć szybko, bez zbędnych - jak ja to nazywam - zabijaczy czasu. Czytając tą książkę napięcie nie odchodziło ode mnie nawet na krótką chwilę. Muszę przyznać, że zakończenie mnie zaskoczyło. Zupełnie inaczej sobie to wyobrażałam, przez myśl mi nie przeszło, że Julia nawiąże tak emocjonalną więź z . . . nie powiem wam, musicie sami się przekonać. Tak w stosunkach Adam - Julia autorka łamała moje serce i próbowała je jakoś posklejać na nowo, i tak w kółko. To niesamowite, że czytelnik może się aż w takim stopniu związać z postaciami fikcyjnymi. Ta część trylogii zapewniła mi rollercoaster, o jakim nie śniłam, zaczynając czytać. Pani Mafi sprawia, że mogę jej książki czytać cały czas. A tu się nie da, bo trzeba wrócić do rzeczywistości. Podsumowując: książka daje nam niezwykłe oderwanie się od świata rzeczywistego, możemy stać się na parę chwil bohaterami "Daru Julii". Błyskotliwe dialogi, szybka i porywająca czytelnika akcja, lekki styl pisania, przepiękna okładka rozkwitającej rośliny-oka ze źrenicą z ptakiem - symbolem wolności (jak w każdej części trylogii jest i ptak, jak i są piękne), plus do tego wszystkiego mój najulubieńszy Kenji!, czegóż chcieć więcej? Zakończenie zupełnie zmienia postrzeganie tej książki, w każdym razie u mnie tak było. Wielkie ukłony w stronę autorki za stworzenie tak fantastycznych postaci i przygód. To zaszczyt czytać tak dobre książki! Polecam!


"- Twój strój wygląda zupełnie jak mój. - Kenji marszczy czoło. - To ja miałem chodzić w czarnym kombinezonie. Dlaczego nie możesz mieć różowego? Albo żółtego...
- Bo nie jesteśmy porąbanymi Power Rangers."

"-Wiesz, że przyjdzie tu po nas cały świat?- szepcze wprost do mojego ucha.
Odsuwam się. Patrzę mu w oczy.
-Niech tylko spróbuje. Nie mogę się doczekać."

"- O, mój Boże - wzdycha Kenji do siebie. - Ta dziewczyna aż się prosi, żeby skopać jej tyłek."




Ta piosenka kojarzy mi się z Julią, nie wiem jak wam :)



Buziaczki
/~Pauline :***

niedziela, 18 października 2015

"Nie ma życia, które warto by stracić." - "Alicja. Królowa Zombi"

Cześć! Dawno mnie tutaj nie było. Całe dwa tygodnie. Mam urwanie głowy, ale jeszcze tylko ten tydzień i koniec. Napisać konkursy i finish!!! Nie ma nic, jestem wolna. Jeszcze egzaminy mnie czekają, ale do tego to 183 dni. Dzisiaj przygotowałam recenzję "Alicji. Królowej Zombi". Zapraszam!


Tytuł oryginalny: "The Queen of Zombie Hearts"
Autor: Gena Showalter 
Ilość stron: 448
Wydawnictwo: Mira
Seria: "Kroniki Białego Królika" - tom III
Moja ocena: 5,5/6


Wszyscy jesteśmy szaleni.
Mam plan. Tym razem unicestwimy zombi raz na zawsze. Zegną przede mną kark, uznają moją władzę. To ja będę królową ich martwych serc.
Przeżyłam koszmar, ale przetrwałam. Naiwnie założyłam, że teraz poznam, czym są szczęście i miłość. Straciłam czujność, a wtedy okazało się, że niektórzy ludzie są gorsi niż zombi. Czas rozpocząć ostateczną rozgrywkę. To będzie bitwa o wszystko, co kocham. Jeśli będę musiała poświęcić życie – nie zawaham się ani sekundy.





          Cóż, "Alicja. Królowa Zombi" to taka książka, o której nie da się mówić, bez zdradzania fabuły. Dużo się dzieje, kilka nowych bohaterów i spore emocje. Wielkim plusem - w sumie - całej serii jest główna bohaterka, Alicja, która rozkochała mnie w sobie swoją niesamowitą odwagą i hartem ducha. Kat, przyjaciółka Ali uwiodła mnie tym, że za wszelką cenę chciała pomagać, nieraz narażając swoje, i tak kruche już, życie. Cole, Gavin, Bronx i inni dali jak zwykle pokaz siły, a także łączącej ich 'rodzinnej' więzi. Lubię ostatnie części, a jednocześnie ich nie cierpię. Żegnamy niektóre postaci, inne zaś witamy. Mimo iż jestem ciekawa, co autor/autorka wymyśli na zakończenie, staram się czytać powoli, bo nie chcę już kończyć przygody z tym światem. Nieraz się zaśmiałam, czasem samotna łza popłynęła po policzku, jednak nie gryzłam paznokci w napięciu. Ten tom to więcej wątków, więcej śmierci, więcej trupów, więcej tajemnic, więcej akcji, więcej Cola i Ali, więcej mocy, więcej po prostu wszystkiego. Najbardziej spodobał mi się dodatek od pani Showalter, a mianowicie rozdział z "Alicji i Lustro Zombi" z perspektywy Cole'a! Ile ja bym dała, jakby cała książka była tak napisana. Zakończenie mnie zniszczyło! Co to ma być?! To nie może być prawda, to błąd w druku. Niestety, to nie jest żaden błąd w druku. Ale nie smucie się, albowiem będzie czwarta część "Kronik Białego Królika"! Nie wiem, co jeszcze napisać. Głowa mnie boli, zalety bycia przeziębionym. Podsumowując: książka świetnie napisana, z momentami humorystycznymi, ale i z chwilami rozpaczy. Pozostaje teraz tylko czekać na czwartą część "A Mad Zombie Party". Polecam!


"Róże to czerwień krwi, 
Fiołki to błękit na niebie.
Dobrze zarygluj drzwi.
Idziemy po ciebie."

"- Ale z ciebie świnia.
– Świnie są urocze.
– I brudne.
– Doskonałe połączenie."


"Fakt: Życie to gigantyczna klasa szkolna, a każdy dzień to okazja, by nauczyć się czegoś nowego."


Buziaczki
/~Pauline :***

poniedziałek, 5 października 2015

Moje filmy - "Everest"

Witajcie! W końcu po tak długiej nieobecności tutaj udało mi się zajrzeć na bloga. Przepraszam, że mnie nie było, ale uwierzcie miałam bardzo dużo na głowie. W sobotę rodzice wzięli mnie do kina na "Everest", który dzisiaj zrecenzuję, a w niedzielę byłam na rowerach i przejechałam prawie 30 km, a teraz nie czuję tyłka. 

Pragnę Wam podziękować za 8000 wyświetleń! To naprawdę niesamowite uczucie, że jednak ktoś mnie czyta, że moje wypociny nie idą na marne. Dziękuję z całego serca! Jesteście wspaniali!!!

A więc dzisiaj recenzja filmu, który pojawił się na ekranach polskich kin 18 września. Gdzieś wysoko w Himalajach rozgrywa się walka człowieka z górami... Zapraszam na recenzję filmu "Everest"! 


Rok produkcji: 2015
Reżyser: Baltasar Kormákur
Scenariusz: Simon Beaufoy i William Nicholson
Muzyka: Dario Marianelli


Spektakularny thriller akcji oparty na jednej z najtragiczniejszych w historii wypraw na Mount Everest. Wszystko działo się w maju 1996 r., kiedy jednego dnia w śniegach Mount Everestu zginęło 15 wspinaczy. 
Film opowiada historię grupy ośmiorga himalaistów, którzy pod przewodnictwem Rob'a Halla próbują zmierzyć się z ekstremalnymi warunkami niedostępnego szczytu. Walka ze śmiertelnym zimnem, nawałnicami śnieżnymi, walka o tlen i przetrwanie. 


Cóż, ten gatunek nie jest moim ulubionym. Kiedy wybieraliśmy film, głosowałam, żeby iść na "Praktykanta", ale większością głosów poszliśmy jednak na "Everest" i nie żałuję. 
Według mnie, film na najwyższym poziomie. Gdyby nie to, że miałam makijaż - pewnie bym się popłakała. Dochodzi jeszcze do tego fakt, że to film oparty na prawdziwych wydarzeniach. Najbardziej zaszokowało mnie to, że Doug już po  raz trzeci próbuje zdobyć Koronę Ziemi.
Byłam na tym filmie w wersji 3D. Efekty są spektakularne. Zapierają dech w piersi. Jakoś nie pałam wielką miłością do gór, ale to w jaki sposób zostały tutaj przedstawione to coś nieziemskiego, coś co będę pamiętać jeszcze przez długi czas. To jest jeden z takich filmów, które najlepiej obejrzeć w sali kinowej na wielkim ekranie.
Gra aktorów, nie mówię tylko o tych głównych, ale o wszystkich, bo zagrali oni tak przekonująco, jak w mało którym filmie. Clarke, Brolin, Gyllenhaal, Hawkes, Wright czy Knightley to tylko pojedyncze nazwiska osób, które przysłużyły się do nadania niesamowitego oddania widzowi tej historii, jakże wzruszającej i tragicznej. 
Sposób, w jaki pokazał reżyser te tragiczne wydarzenia z maja 1996 roku, odbiega trochę od współczesnego kina katastroficznego - nieśpieszna narracja i stonowany melodramatyzm przywodzą raczej na myśl filmy z lat 70. Bohaterowie nie są tu herosami, to zwykli ludzie: listonosz, kobieta biznesu, Teksańczyk. 
Kormákur stąpa po kruchym lodzie; relacjonuje tragiczną historię, która wydarzyła się naprawdę i uważam, że właśnie ten gatunek kina jest najtrudniejszy, ponieważ przedstawiając katastrofalne w skutkach wydarzenie trzeba uważać, by nie opowiedzieć widzowi historii, przy której zaleje się morzem łez.
W filmie "Everest" nie tylko złożono hołd tym, którzy zginęli, ale także pokazano ich odwagę, determinację i chęć przeżycia. 
Film wywołał we mnie różne emocje od zachwytu, przez smutek, aż do głębokiego poruszenia. Choć w filmie nie zabrakło momentów przy których łezka się w oku kręciła (np. rozmowa Rob'a z ciężarną żoną przez telefon). 
Nie sposób nie wspomnieć o muzyce, która dodawała takiej specyficznej atmosfery, której podczas oglądania jakiegokolwiek filmu nigdy nie doświadczyłam. Najlepiej widoczna była, moim zdaniem, muzyka w chwilach śmierci bohaterów, gdzie mocny podmuch wiatru czy jeden nieostrożny krok prowadzi na drugą stronę, nie doczekamy się łkających smyczków na ścieżce dźwiękowej. 
Mimo że pogoda im sprzyjała, znaleźli tzw. okno, jak powiedział jeden z bohaterów: "Ostatnie zdanie, i tak należy zawsze do gór".
Film jest godny polecenia i jest to mój faworyt do Oscara.
Moja ocena: 6/6!!!
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze sięgnąć po książkę, którą napisał uczestnik, który przeżył tą tragiczną wyprawę z '96.


Tutaj fotosy z filmu:



Buziaczki
/~Pauline :***