wtorek, 26 stycznia 2016

Moje filmy - "Moje córki krowy"

Hello, it's me! Jak tam? Wróciłam z Sopotu, gdzie spędziłam pierwszy tydzień ferii. Było bardzo fajnie, pierwszy raz na wyjeździe byłam w kinie - właśnie na filmie "Moje córki krowy". I dzisiaj postaram się go zrecenzować. Chciałam to już zrobić od razu po powrocie, jednak nie miałam czasu, bo miałam urodziny. Także nie przedłużając - zapraszam!

DZIĘKUJĘ ZA PRZESZŁO 11 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ. KOCHAM WAS!!! 



Rok produkcji: 2015
Reżyseria: Kinga Dębska
Scenariusz: Kinga Dębska
Muzyka: Bartosz Chajdecki


Marta, gwiazda popularnych seriali, ma 42 lata, jest silna i dominująca. Pomimo sławy i pieniędzy wciąż nie może ułożyć sobie życia. Niestabilna emocjonalnie 40-letnia Kasia tkwi w dalekim od ideału małżeństwie, wychowując nastoletniego syna. Siostry niezbyt za sobą przepadają, kompletnie nie rozumieją i nawet nie starają się zrozumieć swoich życiowych wyborów. Choroby, a w konsekwencji utrata jednego z rodziców zmuszają je do wspólnego działania. Kobiety stopniowo zbliżają się do siebie, odzyskują utracony kontakt, co wywołuje szereg tragikomicznych sytuacji.


Pierwsza myśl, jaka nasuwa mi się, gdy słyszę tytuł filmu "Moje córki krowy" to napis na plakacie reklamującym -'film prawdziwy jak życie'. Faktycznie właśnie takie miałam odczucie. Wydarzenia były z życia wzięte.
Zacznę od obsady aktorskiej, która moim zdaniem przeważyła sukces filmu. Kulesza, Muskała, Dorociński, Dziędziel czy nawet początkujący Protas to genialni aktorzy polskiego kina, którzy odnajdą się chyba w każdej roli. Potrafili sprawić, że śmiałam się przez łzy - dosłownie.
Kiedy dowiedziałam się, o czym tak naprawdę jest ten film - dwie siostry, chory ojciec, umierająca matka, rodzinne konflikty - nie byłam przekonana, co do tego, czy chcę iść do kina na ten film. Przełamałam się i nie żałuję, gdyż film wywołał we mnie takie emocje, że w pewnym momencie nie zauważyłam, że po moich policzkach spływają łzy.
Kinga Dębska odwaliła kawał dobrej roboty, życiową historię, którą wielu próbowało opowiadać, ona przedstawiła w sposób poruszający, ale i trochę zabawny. Pomiędzy kolejnymi wizytami w szpitalu dodała humor i zabawne dialogi, że zapominało się na kilka chwil, jaki trudny temat porusza.
Pani Dębska obaliła mit szczęśliwej i zżytej rodzinki na dużym ekranie. Tutaj siostry kłócą się, jedna drugiej wypomina dzieciństwo. Rodzina w "Moje córki krowy" jest miejscem rywalizacji, zawiści, konfliktów, a nawet cierpień. To nie tak, że nie ma normalnych relacji, są ale pokazane od bardziej życiowej strony, nie wierzę, że jest rodzina w której nikt się nie kłóci albo chociaż nawet nie przegaduje. 
Zadajmy sobie pytanie, co sprawia, że film jest 'prawdziwy jak życie'? Sądzę, że dużą rolę odegrały z życia wzięte sytuacje i miejsca, bohaterowie i rodzina, która jest ze sobą na dobre i na złe, no i wulgaryzmy. Myślę, że niejednokrotnie byliśmy świadkami sytuacji stresowej, wtedy nikt nie myśli, żeby nie używać przekleństw, tylko mówi bez zastanowienia. I tak samo w filmie, bohaterowie nie zastanawiali się nad tym, co powiedzieć i jak. Wulgaryzmy dodają takiego prawdziwego wydźwięku.
Akcji jako takiej nie ma, trzy miejsca - szpital, dom, mieszkanie, a jednak jest coś, co przyciąga uwagę widzów. To jednak pozostawię dla waszego osądu.
Kasia (Muskała) i Marta (Kulesza) to siostry, które gardzą sobą, konkurują w jakiś sposób między sobą, lecz kiedy trzeba to są dla siebie oparciem i dążą wspólnie do celu.
Jedna scena, która doprowadziła mnie do płaczu to pogrzeb w kościele i pożegnanie, które mówi Kulesza.
Pierwszy raz w polskim kinie spotkałam się z tak naturalnymi dialogami, na przykład jak siostry siedzą w lesie i po prostu rozmawiają. Całe napięcie opadło i są w stanie prowadzić dialog. 
Postać trzecioplanowa, czyli Grzegorz, mąż Kasi - Dorociński - był takim głównym obrońcą prostych scen ze swoimi, czasem głupkowatymi, odzywkami.
W kolejnych scenach kontrast między postaciami był bardzo widoczny. Na przykład: wybuchowa siostra, która z dwóch słów potrafi wszcząć kłótnię kontra płaczliwa siostra, która od czasu do czasu sięga po alkohol.
Polecam poświęcić chwilę i iść do kina na "Moje córki krowy"!
Moja ocena: 6/6


Tutaj fotosy z filmu: 


Buziaczki
/~Pauline :***

wtorek, 19 stycznia 2016

"Ból czyni cię silnym. Strata czyni cię potężnym" - "Miasto zagubionych dusz"

Hejka! Nareszcie mam ferie i w końcu spadł śnieg! Oby tak było na moje urodziny. Teraz mam czas, aby dokończyć książki, które zaczęłam i nie skończyłam, a trochę ich jest plus jeszcze kupiłam cztery nowe. Jeszcze przyszła mi paczka w zeszłym tygodniu z bluzą z serialu Teen Wolf. Kto z Was ogląda? A dzisiaj o kolejnej książce Cassandry Clare - "Miasto Zagubionych Dusz". Zapraszam! 


Tytuł oryginalny: "City of Lost Souls" 
Autor: Cassandra Clare
Ilość stron: 547
Wydawnictwo: Mag
Seria: "Dary Anioła" - tom V
Moja ocena: 5/6 


Jace stał się sługą zła, związanym na wieczność z Sebastianem. Tylko mała grupka Nocnych Łowców wierzy, że można go ratować. Żeby to zrobić, muszą zbuntować się przeciwko Clave. I muszą działać bez Clary. Bo Clary rozgrywa niebezpieczną grę zupełnie sama. Ceną przegranej jest nie tylko jej własne życie, ale również dusza Jace’a. Clary jest gotowa zrobić dla niego wszystko, ale czy nadal może mu ufać? I czy on jest naprawdę stracony? Jaka cena jest zbyt wysoka, nawet za miłość?



        Kolejna część "Darów Anioła" na blogu. "Miasto zagubionych dusz" to tytuł moim zdaniem trafiony idealnie - bohaterowie są jak właśnie takie zagubione dusze, które muszą podejmować decyzje, nie zawsze zgodne z ich sumieniem. Jednak Clary zrobi wszystko, co trzeba by tylko uratować Jace'a z rąk jej lekko sadystycznego brata - w moim odczuciu - Sebastiana. Nikt już nie jest taki sam, wszyscy się zmienili. Jace i Clary zostali rozdzieleni, a pustka w jej sercu jest nie do zniesienia. Alec i Magnus suną kolejką w dół ze swoim związkiem - Nocny Łowca popełnia dużo błędów. Simon i Izabelle są razem, a wydaje się, że trochę jakby osobno. Czułam, że zaraz wejdę do środka książki i popchnę ich do działania. Natomiast nastoletnim wilczkom, Mai i Jordanowi, układa się ze wszystkich par najlepiej. Powiem, że sposób uratowania dobrego Jace z rąk złego Sebastiana, nie przemawiał do mnie w samych superlatywach i w mojej głowie więcej głosów było na 'nie' niż na 'tak'. Kiedy inni Nocni Łowcy chcą zabić blondyna, by równocześnie zabić Jonathana (są połączeni od czasu dachu), Clarissa i jej przyjaciele poruszają niebo i ziemię, byle by odzyskać starego Jace'a, ale czy on jeszcze istnieje, skoro nie chce być uratowanym? Po raz kolejny udowodnili mi, że dla przyjaciół i rodziny zrobią wszystko, nie ważne za jaką cenę. Główna bohaterka zaskoczyła mnie swoją odwagą i zawziętością. Pomimo że Jace jest teraz sługą zła, to kiedy pojawia się i prosi, by dziewczyna poszła z nim, ona się godzi. Wierzy, że w nim została jeszcze część jej starego chłopaka. Walka, nienawiść, miłość, przyjaźń i wiara zostały ukazane w niektórych rozdziałach z lekkim przymrużeniem oka. Manipulacje czytelnikiem i wpędzanie go w niepewność wyszły autorce na najwyższym poziomie. Przebywając w świecie Nocnych Łowców, miałam wrażenie, że pani Clare ma już we krwi kreowanie tła wydarzeń, mam tu na myśli opisy miejsc, dzięki którym czułam się, jakbym stała obok bohaterów. Humor jak zawsze nawet w najpoważniejszych momentach potrafi rozładować atmosferę. Podsumowując: akcja bardzo ciekawa z kolejnymi pytaniami, bohaterowie i miejsca idealnie wykreowani, walka, zdrada, miłość - i voilà "Miasto Zagubionych Dusz" gotowe! Polecam! 


"- Nic mnie to nie obchodzi - oświadczyła Clary. - On by to dla mnie zrobił. Tylko powiedz, że nie. Gdybym zginęła...
- Spaliłby cały świat, żeby móc wykopać cię z popiołów. Wiem."

"- Więc mówisz, że będę miał bliznę?
- Dużą i brzydką. Na piersi.
- Cholera - mruknął Jace - A zależało mi na tych pieniądzach za pokaz mody plażowej."


"- Moje plany nie są straszne.
- Plany Isabelle są straszne. – Simon wycelował w nią palec. - Twoje są samobójcze. W najlepszym razie."

"- Basia coquum -rzekł Simon. - Czy jak tam brzmi to ich motto.
- Descensus averno facilis Est, "Łatwe jest zejście do piekła" - poprawił go Alec. - Ty powiedziałeś: "Pocałuj kucharza"


Buziaczki
/~Pauline :***

środa, 13 stycznia 2016

"Nie masz wpływu na swoje pochodzenie, ale możesz wybrać swoje dziedzictwo." -"Dom Hadesa"

Witam! Jak tam u Was? W tym tygodniu mam próbne egzaminy. Dzisiaj miałam historię, WOS i język polski. Jakoś dałam radę. Jutro czeka mnie najgorsza część - przedmioty przyrodnicze i matematyka, a w piątek już w miarę spokojnie, bo język angielski. Chcę mieć to już za sobą. I w końcu ferie!!! Dzisiaj taki post bardzo na szybko. I w sumie jest to taki pośredni, bo jak na razie nie mam zbyt czasu by czytać. A więc nie przedłużając bardziej - "Dom Hadesa". Zapraszam!

ODWIECZNY HEJTERZE! Chciałam tylko napisać, że sporo myślałam nad twoimi słowami. W związku z tym postanowiłam, że nie będę brać udziału w Książkowym Wyzwaniu 2016, LECZ postawiłam sobie cel 40 książek przeczytanych od deski do deski w tym roku! Dziękuję, za przemówienie mi do rozumu. 

Tytuł oryginalny: "The House of Hades"
Autor: Rick Riordan
Ilość stron: 590
Wydawnictwo: Galeria Książki
Seria: "Olimpijscy Herosi" - tom IV
Moja ocena: 5/6



Cała załoga Argo II z Hazel na czele musi zdecydować co dalej. Mogą albo powrócić na ziemię z posągiem Ateny Partenos i zapobiec wojnie między obozami Herosów i Jupiterów albo kontynuować podróż do Domu Hadesa, gdzie uwolnią Percy’ego i Annabeth z Tartaru i udaremnią odradzanie się potworów w świecie śmiertelników. Jedyne, co wiedzą, to to że muszą się spieszyć, bo czas ucieka. Tymczasem Annabeth i Percy starają się odnaleźć wrota śmierci w Tartarze, wciąż natrafiając na kolejne fale potworów. Wiedzą, że we dwoje nie zdołają ich zbyt długo odpierać...



        Są tacy autorzy, gdzie na ich książki czeka się z dużym zniecierpliwieniem. Rick Riordan jest dla mnie takim autorem. Tygodnie mi się dłużyły do dnia wydania. A później ten ból, kiedy musiałam jeszcze poczekać zanim ją kupię i w końcu przeczytam. "Dom Hadesa" to według mnie najlepsza część z "Olimpijskich Herosów", jednak nie mogłam z czystym sumieniem dać jej 6/6, gdyż zabrakło mi zabawnych dialogów i scen, które uważam za mocną stronę autora. Jednak z drugiej strony medalu, lubię tą książkę ponieważ wydarzenia gnają w dość szybkim tempie, a pewnie jak już wiecie, uwielbiam książki, w których dużo się dzieje. "Dom Hadesa" jest najbardziej emocjonującą pozycją z całej serii. Spodobał mi się pomysł z otwarciem Wrót Śmierci i z nieginącymi potworami, co jest zresztą niedopuszczalne, jeżeli chodzi o zachowanie równowagi w świecie. Czytając rozdziały z pisane z perspektywy Leo, zdecydowanie najlepsze - TEAM LEO! Czy tylko ja kocham jego poczucie humoru? W tej książce w porównaniu z innymi powieściami Riordan'a było go mniej. W książce autor zebrał i zgrabnie połączył elementy, które ubóstwiam - dużo walki, dużo akcji, perfekcyjnie wplecione wątki mitologiczne we współczesny świat. Nigdy nie miałam okazji spotkać się z opisem Tartaru od wewnątrz. Pokonując kolejne strony chwilami czułam się, jakbym była tuż obok bohaterów i przeżywała to wszystko razem z nimi. Nowe wątki, nowe pytania mieszają się ze starymi, niektóre z odpowiedzią, inne dopiero rozwiążą się w "Krwi Olimpu". Pytanie, które dręczyło mnie praktycznie cały czas, aż do zakończenia - Czy Percy i Annabeth wydostaną się z Tartaru? Na końcu książki pan Rick dołączył krótkie opowiadanie "Syn Sobka", ale niestety nic nie mogę na ten temat więcej napisać, ponieważ nie przeczytałam tego dodatku, tak jakoś samo z siebie wyszło. Percy i Annabeth są oddzieleni od innych herosów, ich wiara w to, że przyjaciele ich uratują była, że tak się wyrażę, płynna. Mianowicie raz byli pewni, że Frank, Hazel, Leo i reszta będą po drugiej stronie Wrót, a znowu kilka rozdziałów później nie byli tego aż tak pewni. Usatysfakcjonowało mnie zakończenie, które czytało mi się przyjemnie i czułam, że nie było pisane na siłę. Podsumowując wszystkie moje myśli w jakąś sensowną całość (o ile się da zrobić): uważam, że książka dorównuje poziomem poprzednim tomom, rozczarował mnie nieco niższy poziom śmiesznych dialogów, bohaterowie bardzo dobrze wykreowani, a wątek mitologii we współczesnym świecie jak zawsze zachwyca. Polecam!


"Zabij go! - krzyknął Mars.
Kocham tego faceta! - odkrzyknął Ares. - Ale i tak go zabij!"


"Kalipso wyraźnie nie chciała go widzieć. Kiedy raz wsunął głowę do jaskini, wyleciała z wrzaskiem i obrzuciła go naczyniami.
Nie da się ukryć - była jego fanką."

"[Jason] Urwał, kiedy spojrzał na Leona, który robił notatki w powietrzu.
- Niech pan mówi dalej, profesorze Grace! Chcę dostać szóstkę z testu."

"Percy przyglądał się konstelacjom - tym, które Annabeth nauczyła go rozpoznawać wiele lat temu.
- Bob was pozdrawia - powiedział gwiazdom."


Buziaczki
/~Pauline :***

Ps. Jestem w trakcie tworzenia zakładki "100 książek, które chcę przeczytać". Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście polecili mi książki, które Wam się spodobały. 

środa, 6 stycznia 2016

Moje filmy - "The Walk"

Cześć! Jak tam u Was? Znalazłam chwilkę by tu zajrzeć, chociaż powinnam się uczyć na kartkówkę i dwa sprawdziany. Trudno, blog ważniejszy. Dzisiaj przybywam z propozycją na długie zimowe wieczory. To wspaniały film oparty na prawdziwej historii. "The Walk. Sięgając chmur" zdecydowanie podbił moje serce. Zapraszam na recenzję filmu!



Rok produkcji: 2015
Reżyser: Robert Zemeckis
Scenariusz: Christopher Browne, Robert Zemeckis
Muzyka: Alan Silvestri 


"The Walk" to oparta na faktach historia francuskiego artysty-linoskoczka Philippe'a Petita, który w 1974 roku przeszedł po linach, które zawieszone były między wieżami World Trade Center. Uczynił to bez żadnych zabezpieczeń, a trasa do pokonania liczyła 400 metrów i zajęła mu 45 minut.


Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy to ogromne emocje, które towarzyszą widzowi. Jeszcze nigdy na żadnym filmie nie przeżywałam w tak ogromnym stopniu kolejnych scen. Pod koniec to wręcz krzyczałam z napięcia, nie mogłam już wytrzymać.
Reżyser Robert Zemeckis odwalił kawał dobrej roboty. Tak jak już kiedyś wspominałam przy okazji recenzowania filmu "Everest" - najtrudniej przenieść prawdziwą historię na kinowy ekran. Należy uważać, żeby zbytnio nie koloryzować. Trzeba mieć idealny umiar, aby nie przesadzić ani nie umniejszyć.
Każde szarpnięcie liną, każdy najmniejszy ruch powodował u mnie skoki adrenaliny. Wyobraźcie sobie, co przeżywałam z lękiem wysokości - odczuwałam chyba podwójnie albo i nawet potrójnie emocje Philippe'a Petita, głównego bohatera.
Muzyka dodawała atmosfery lekkiej tajemniczości - uda się im rozwiesić linę na czas czy nie? Uda mu się przejść czy może spadnie? "The Walk" wgniótł mnie głęboko w fotel. 
Szczerze mówiąc, po skończonym filmie myślałam, że muzykę napisał Hans Zimmer, a tu jednak nie. Ale mogę z ręką na sercu powiedzieć, że muzyka Alana Silvestri jest równie świetna jak Hansa Zimmer'a.
Zdjęcia zapierają dech w piersiach. Wielkie brawa dla Polaka Dariusza Wolskiego. Wieże World Trade Center zostały ukazane w niezwykły sposób. Jestem z pokolenia, które nie pamięta tych wież, ale zwykle, kiedy ktoś mówi o WTC wyobrażam sobie je bardzo podobnie do tych w filmie. Ujęcia z lotu ptaka lub bezpośrednio nad bohaterem podobały mi się najbardziej, kiedy mogłam ujrzeć gdzieś tam w dole ludzi, małych niczym mrówki, obserwujących każdy krok linoskoczka.
Co do gry aktorskiej, to muszę się przyznać, że nie kojarzę nikogo z obsady. Jednak zagrali realistycznie i wręcz czułam to samo, co oni. Potrafili wprowadzić mnie w takie napięcie, że ciężko mi to w ogóle opisać. To coś, co trzeba poczuć, żeby dopiero zrozumieć.
Gordon - Levitt zafundował mi w tych nerwach swój 'amerykański' z paryskim akcentem. Najzabawniejsze sceny, moim zdaniem, to te, w którym jeden mówi po angielsku z czeskim akcentem, a drugi odpowiada mu po francusku. Widać, że język dla nich to żaden problem.
Jak sobie pomyślę, że walka z WTC odbyła się naprawdę to jestem pełna uznania dla tego niesamowitego człowieka. Podsumowując: "The Walk. Sięgając chmur" to zdecydowany pewniak, jeśli ktoś chce mieć stargane nerwy, ujęcia są piękne, choć nie bardzo przesadzone, gra aktorska wspaniała. 
Czegóż chcieć więcej?
Moja ocena: 6/6


Tutaj, tradycyjnie, fotosy z filmu 



Buziaczki
/~Pauline ***

niedziela, 3 stycznia 2016

Nowości wydawnicze - styczeń #1

Witajcie w 2016! Jak po Sylwestrze? Oto mój pierwszy post w nowym roku. Dzisiaj chciałabym skupić się na tym, co nowego znajdziemy w styczniu w księgarniach. Mam nadzieję, że tego typu posty będą się pojawiać w miarę regularnie, czyli co miesiąc. Zapraszam! 


1. "Tu i teraz"

Autor: Ann Brashares 
Wydawnictwo: ya!
Ilość stron: 248
Data premiery: 13 stycznia

Jest 2014 rok. Cztery lata temu szesnastoletnia dziś Prenna James wyemigrowała do Nowego Jorku, w którym nadal czuje się obco. Problem polega na tym, że dziewczyna nie przybyła z innego kraju – przybyła z przyszłości, w której ludzkość została zdziesiątkowana z powodu roznoszonej przez komary zarazy, a świat, który znamy, legł w gruzach. Ucieczka w przeszłość była jedyną szansą ocalenia dla tych, którzy przeżyli. Wszyscy muszą absolutnie podporządkować się dobru społeczności i ściśle przestrzegać reguł. Nawiązywanie bliskich relacji z „tubylcami” jest zakazane. Tylko co zrobić, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny chłopak, Ethan Jarves?
Dzieli ich kilkadziesiąt lat, łączy uczucie. We dwoje są zdolni odmienić bieg historii. Ale czy będą w stanie to zrobić?


2. "Złe dziewczyny nie umierają" 

Autor: Katie Alender 
Wydawnictwo: Feeria
Ilość stron: 360
Data premiery: 13 stycznia 

Alexis ucieka w fotografowanie i trzyma się na uboczu, jak niejedna nastolatka. Nie każdy jest urodzoną cheerleaderką. Zresztą jak się żyje z takimi rodzicami, nie ma w tym nic dziwnego. Młodsza siostra Alexis, trzynastoletnia Kasey, też jest specyficzna, z tym swoim zbzikowaniem na punkcie starych lalek. W sumie życie Alexis, choć trochę wyobcowane, nie odbiega od normy. Tak się przynajmniej wydaje…
Nagle sprawy wymykają się spod kontroli. Staje się jasne, że złowróżbne sygnały to był dopiero przedsmak prawdziwej grozy. Kasey zaczyna się zachowywać jeszcze bardziej niepokojąco niż wcześniej: jej błękitne oczy skrzą czasem zielonym blaskiem, pamięć odmawia jej posłuszeństwa, a słowa… słowa, które wypowiada, są żywcem wyjęte z dawnych epok. Kasey z radosnej kolekcjonerki lalek zmienia się w uosobienie zła. Dziwne rzeczy dzieją się też w domu. Drzwi otwierają się i zamykają, pchane niewidzialną ręką, woda sama się gotuje, klimatyzacja, choć wyłączona, przepełnia całe wnętrze chłodem.
Początkowo Alexis bierze te sytuacje za urojenia, ale wkrótce zdaje sobie sprawę, że wszystko dzieje się naprawdę i tylko ona może podjąć walkę z czającym się zagrożeniem i ratować siostrę. Tylko czy zielonooka potworna dziewczynka to wciąż ta sama osoba co wcześniej?


3. "Porwana pieśniarka"

Autor: Danielle L. Jensen 
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 470
Data premiery: 13 stycznia

Od pięciu stuleci trolle nie mogą opuszczać miasta pod ruinami Samotnej Góry. Więzi je klątwa czarownicy. Przez wieki wspomnienia o ich mrocznej i złowrogiej magii zatarły się w ludzkiej pamięci. Niespodziewanie pojawia się przepowiednia o związku, który złamie potężne zaklęcie. W Cécile de Troyes rozpoznano kobietę z przepowiedni. Zostaje więc porwana i uwięziona pod górą. Od pierwszej chwili w podziemnym mieście dziewczyna myśli tylko o jednym – o ucieczce. Trolle, które ją uprowadziły, są jednak inteligentne, szybkie i nieludzko silne. Porwana musi czekać na właściwy moment i stosowną okazję.
Z biegiem czasu dzieje się coś niezwykłego – w sercu Cécile kiełkuje uczucie do tajemniczego księcia, z którym została związana ślubem. Dziewczyna poznaje kolejne osoby, nawiązuje przyjaźnie i powoli uzmysławia sobie, że może być jedyną nadzieją dla mieszańców zniewolonych przez trolle czystej krwi. W mieście wybucha bunt. A Tristan, jej książę i przyszły król, jest jego tajnym przywódcą.
W miarę zanurzania się w świat skomplikowanych intryg politycznych podziemnego świata Cécile przestaje być córką prostego rolnika, staje się księżniczką, nadzieją całego ludu i czarownicą obdarzoną mocą dość potężną, by na zawsze zmienić Trollus, podziemne miasto.


4. "Kłamstwa o prawdzie" 

Autor: Courtney C. Stevens 
Wydawnictwo: Amber
Data premiery: 19 stycznia 

Czasem ciężar tego, co się stało, jest zbyt wielki, by go nieść. Ale miłość daje siłę, by go zrzucić.
Dla siedemnastoletniej Sadie życie skończyło się rok temu. W dniu wypadku, w którym zginął jej przyjaciel Trent, a na jej twarzy i ciele zostały blizny. Boi się wyjść z domu, cierpi na ataki paniki. Rozumie ją tylko brat Trenta, Max. Po tragedii wyjechał z rodzicami, ale codziennie piszą do siebie maile.
Teraz Max wraca. Sadie boi się, jak zareaguje, gdy zobaczy jej okaleczoną twarz. Jednak Max patrzy na jej blizny i nie odwraca wzroku. I wie o postanowieniach, które Sadie każdego wieczoru pisze na piasku plaży. To lista rzeczy, które musi zrobić, zanim będzie gotowa zapomnieć o przeszłości. Lista – zdawałoby się – niemożliwych do wykonania celów, które musi osiągnąć, żeby znów zacząć żyć.


5. "Ocalona"

Autor: Alexandra Duncan 
Wydawnictwo: ya!
Ilość stron: 460
Data premiery: 31 stycznia 

Z powodu zmian klimatycznych znaczne obszary na powierzchni Ziemi zostały zniszczone. Załoga statku kosmicznego „Parastrata” jest jak plemię żyjące w kosmosie. Zasady religijne są obowiązującym prawem: mężczyźni dowodzą, kobiety nie mogą zabierać głosu, wielożeństwo jest normą, karą za złamania reguł jest śmierć. Według obowiązujących wierzeń Ziemia jest miejscem przeklętym, nieczystym, zabijającym duszę – tylko mężczyźni są dość silni, by móc ją odwiedzać.
Szesnastoletnia Ava – córka kapitana „Parastraty” – nigdy nie była w pełni akceptowana przez pozostałych członków załogi. Jej dziadek był mieszkańcem Ziemi, matka zmarła, gdy dziewczyna miała kilka lat; niektórzy uważają, że ciąży na niej klątwa. Kiedy Ava zakochuje się i łamie obowiązujące zasady, musi opuścić pokład. Wyrusza w niebezpieczną, pełną przygód podróż. Czy nauczy się żyć w nowym świecie? Czy kiedykolwiek wróci do domu?

***

To tyle na dzień dzisiejszy. Kolejny post z tego cyklu powinien pojawić się na początku lutego lub jeszcze pod koniec stycznia. 
A tymczasem - 



Buziaczki
/~Pauline :***