środa, 12 sierpnia 2015

Moje filmy - "Zostań, jeśli kochasz"

Siemcia! Ten post jest ostatnim przed moim wyjazdem. Dzisiaj mam dla Was film, który nie jedną osobę wzrusza do łez. Mowa oczywiście o "Zostań, jeśli kochasz" (recenzja książki *tu klik*). To już kolejny film z kategorii, za którą niezbyt przepadam, a mianowicie romantyczne. Poprzedni post z serii Moje filmy, czyli "Gwiazd Naszych Wina" też był o miłości. No ale, czego się nie zrobi dla zobaczenia ekranizacji książki.
Zapraszam!


Rok produkcji: 2014
Reżyser: R. J. Cutler 
Scenariusz: Shauna Cross
Muzyka: Heitor Pereira

Mia Hall to nieśmiała, niezwykle utalentowana dziewczyna, która stoi przed najtrudniejszym życiowym wyborem. Jeśli zdecyduje się opuścić dom, by podążać za muzycznymi marzeniami, straci miłość swojego życia. Wszystko zmienia się w wyniku pewnego wydarzenia, a Mia zawieszona przez jeden dzień między życiem a śmiercią musi zdecydować, po której stronie zostanie. 


Byłam na tym filmie w kinie z przyjaciółką. Pod koniec filmu płakały wszystkie dziewczyny łącznie z moją przyjaciółką, tylko nie ja. Ale kiedy drugi raz oglądałam film w domu sama to się popłakałam. Cóż, film przepiękny. Grający mocno na emocjach widza.
Uważam, że dużym plusem tego filmu jest aktorstwo. Młoda, ale za to bardzo utalentowana Cholë Grace Moretz (gra Mię Hall) udźwigła ciężar głównej bohaterki z niesamowitą lekkością i naturalnością. Generalnie to właśnie na jej postaci skupia się film. Dzięki jej przekonującej grze, cała ta historia jest bardziej emocjonalna, taka prawdziwa. Bez zarzutów spisał się także Jamie Blackley (gra Adama Wilde'a), jest również bardzo przekonującą postacią, choć już nie tak rozbudowaną jak Mia. Dostaje ode mnie dodatkowe punkty, że wszystkie piosenki zespołu Willamette Stone, w których grał wokalistę, śpiewał on sam. Wielki ukłon w jego stronę. 
Tak w ogóle to wielkie ukłony w stronę całej obsady, dzięki niej oglądając film miałam wrażenie takiej rodzinnej atmosfery. Także, brawa!
Nie rozumiem tylko dlaczego zmienili nazwę zespołu Adama z Shooting Star na Willamette Stone? Najwyraźniej taki był zamysł producenta. Osobiście wolałabym oryginalną nazwę.
Bardzo podobał mi się pomysł z tym zawieszeniem pomiędzy życiem a śmiercią. Jak oglądałam "Zostań, jeśli kochasz" to po pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać, co ja bym zrobiła, gdybym znalazła się na miejscu Mii?
Szczerze? To nie mam pojęcia.
Kiedy film się skończył, to wszyscy jednocześnie mówili: "To koniec? To nie może się tak skończyć! Co będzie dalej?! Nie, to nie fair!". Uwierzcie mi na słowo, że nawet płeć męska była poruszona. Ale to chyba dobrze, bo film miał wzruszyć i poruszyć.
Fajnie było oglądać takie epizody z życia Mii, jej dzieciństwo, spotkania z przyjaciółką, Kim, pierwsze randki z Adamem, gra na wiolonczeli. I to jak mówiła o swojej pasji: "Nie wybrałam wiolonczeli, to ona wybrała mnie".
Przeżywałam ten film bardzo, ale nie do tego stopnia, żeby się rozpłakać w sali kinowej. Zakończenie jest moim zdaniem najlepszym fragmentem filmu, razem z tą sceną, kiedy ona grała przez jury, by dostać się do wymarzonej szkoły. Obydwie sceny wcisnęły mnie głębiej w fotel.
Podsumowując: film świetny, wzruszający do łez, pokazujący pierwszą miłość, pasję i walkę pomiędzy życiem a śmiercią. Zdecydowanie polecam!
Moja ocena: 6/6


Tutaj łapcie fotosy z filmu: 



Dajcie znać, co sądzicie o filmie, a tu jeszcze piosenka z filmu :)



Buziaczki
/~Pauline :***

Zapraszam na blogowego snapa: czytajka0125!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak tu już jesteś, to skomentuj. Tobie zajmie to kilka minut, a mnie to będzie motywować :)